Cheat meal?
2/15/2017Stosunkowo często dostaję od Was pytania czy w mojej diecie jest miejsce na coś takiego jak cheat meal. Jak często sobie na niego pozwalam. Czy występuje w dni treningowe czy nietreningowe. W jaki dzień tygodnia i w jakich godzinach. Czy następnego dnia ograniczam jakoś kalorie z tego względu. W jakich granicach makro mieści się mój cheat. Czy stosuję go od początku mojej przygody ze zdrowym stylem życia. Pytań wiele, więc postanowiłam napisać wszystko w jednym poście.
Zacznijmy od tego, że moje początki ze zdrowym odżywianiem diametralnie różniły się od tego w jaki sposób jem teraz. Wówczas nie miałam zbyt dużej wiedzy na ten temat, ale w końcu człowiek uczy się na błędach ;)
Nie robiłam wtedy czegoś takiego jak cheat meal. W ogóle nie miała pojęcia o jego istnieniu. Cały czas odżywiałam się zdrowo (oczywiście w swoim mniemaniu, bo z perspektywy czasu wiem, że nie wszystko do końca było w mojej diecie odpowiednie) i absolutnie nie pozwalałam sobie na nic wychodzącego poza ten schemat. Mimo że nie raz miałam ochotę zjeść kawałek pizzy czy batonika, byłam twarda i nie tknęłam tego. I było tak przez jakiś rok czasu.
Potem zaczęłam prowadzić bloga i zaczęłam także obserwować wiele dziewczyn, które prowadziły zdrowy styl życia, Z czasem dzięki temu zaczęłam zdobywać jakąś wiedzę. Uznałam zatem, że jak raz kiedyś pozwolę sobie na coś niezdrowego, to nic się nie stanie. Zatem mój cheat meal w zasadzie przemieniał się w cheat day i miałam go może z sześć razy w ciągu całego roku ;) Świętowałam w ten sposób m.in. swoje urodziny czy imieniny. Bez okazji nadal nie tknęłam niczego niezdrowego. Zatem zaczęło się wyczekiwanie tych dni, by móc zjeść coś, na co mam ochotę, a nie mogę na co dzień. Moje cheat day'e kończyły się ogromnym przejedzeniem i niesamowicie kiepskim samopoczuciem. Ale przecież to były dni, kiedy mogę żreć ile wlezie, więc żarłam, bo jedzeniem tego nazwać nie mogę ;)
Z czasem gdzieś mi to minęło i zaczęłam zdawać sobie sprawę, że takie obżeranie się nie do końca jest zdrowe. Pomału zaczęłam budować swoją świadomość odnośnie zdrowego stylu życia. Trochę czasu minęło i zaczęłam bawić się w liczenie kalorii i makro, a wraz z tym przyszedł jeden cheat meal tygodniowo. Obowiązkowo zawsze robiłam go w soboty popołudniu ;) I wierzcie mi, twardo się tego trzymałam. W piątek nie mogłam zjeść pizzy. Musiała poczekać do soboty! Niby całkiem zdrowe podejście, co nie? Niestety nie do końca. W internecie pełno było osób, które taki cheat raz w tygodniu robią, więc ja uznałam, że też muszę. W końcu skoro wszyscy, to ja też! Najwidoczniej tak musi być! I nieważne czy miałam ochotę na coś kalorycznego czy nie, w sobotę w siebie to wciskałam i jadłam pizzę czy lody nawet jeżeli nie chciałam. Ale przecież to podkręca metabolizm, no i po prostu trzeba ;)
Na szczęście tego typu akcje skończyły się już jakiś czas temu, a ja w całym tym zdrowym stylu życia dojrzałam. Nauczyłam się zdrowo postrzegać siebie, jedzenie czy treningi. Obecnie występuje u mnie coś takiego jak cheat meal, choć nie do końca lubię używać tej nazwy, bo źle mi się kojarzy ;) Po prostu jeżeli mam ochotę zjeść czekoladę czy frytki, to zjem. Bez względu na dzień tygodnia czy godzinę. Czasem zdarzy mi się zjeść coś niezdrowego raz w tygodniu, czasem nawet z trzy, a czasem nie jem nic takiego przez dwa czy trzy miesiące, bo nie mam ochoty i mnie nie ciągnie. Nie wiem też ile kalorii wówczas zjadam, bo tego nie liczę. Jem to, na co mam ochotę i kiedy mam ochotę. Oczywiście wszystko w granicach rozsądku, bo jak ciągle powtarzam, równowaga jest kluczem do sukcesu :)
7 komentarze
Bardzo dobre założenie :) również z takiego wychodzę - może nie tracę na wadze tak szybko i tak dużo jak bym chciała, ale przynajmniej jestem szczęśliwym człowiekiem :)
OdpowiedzUsuńJa czasami sobie robię taki cheat, nie za często, ale czasem jest :D
OdpowiedzUsuńDokładnie, dieta jest ważna dla zdrowia, ale też dajmy sobię żyć i mały grzeszek w postaci Cheat Meal raz na jakiś czas nie jest niczym złym.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
U mnie było podobnie jak u Ciebie. Teraz cheat meale zostawiam zazwyczaj na "specjalne okazje", czyli jakąś imprezę, wyjście ze znajomymi, rzadziej moje fanaberie, chociaż też się czasem zdarza ;)
OdpowiedzUsuńI to się nazywa zdrowym myśleniem o jedzeniu! Spożywanie tego na co ma się ochotę jest zdecydowanie właściwe :)
OdpowiedzUsuńJa w sumie nigdy na diecie nie byłam więc jakoś trudno mi się do tego odnieść :) Jem to co lubię, najczęściej są to zupy, vaza, biały ser, warzywa i owoce. ale nie przeszkadza mi jak zjem batonika, frytki czy hamburgera (a tego jem co najmniej raz w miesiącu ;))
OdpowiedzUsuńPo świętach to na pewno przez bardzo długi czas nie zrobię cheata :D Trzeba walczyć o formę - na szczęście mam swój catering Fitme - inaczej bym nie dała rady :D
OdpowiedzUsuń