No właśnie! Co się stało, że ja, zagorzała fanka siłowni i mocnego treningu z obciążeniem, zmieniłam swoją aktywność na jogę? Zaczynając od początku...
Jogę testowałam wiele razy w swoim życiu, ale nigdy do końca nie przypadła mi do gustu. Wydawała mi się nudna i zbyt lekka. Wszystko zmieniło się, gdy wiosną natknęłam się na Gosię Mostowską. Styl jogi, który preferuje Gosia, czyli vinyasa, dodatkowo często wykonywana w wersji dynamicznej, niezwykle przypadł mi do gustu. Okazało się, że joga wcale nie jest nudna ani taka prosta. Wiele podstawowych pozycji sprawiało mi trudność. Byłam strasznym drewnem i przez trening siłowy byłam niesamowicie pospinana chyba w każdym możliwym miejscu. Niestety parę lat trenowałam z obciążeniem niezbyt przykładając się do rozciągania i takie były tego efekty.
Zatem praktyki nagrywane przez Gosię bardzo mi się spodobały. Dodatkowo sama Gosia jest przecudowną osobą, a jej głos wpływa na mnie relaksująco. Zaczęłam dodawać jogę raz w tygodniu, czasem dwa, gdy czas pozwalał. Normalnie trenowałam jeszcze siłowo te trzy razy w tygodniu. Sporo zaczęło się zmieniać w wakacje, gdy praca za barem po wiele godzin dziennie dawała mi w kość i pójście przed pracą na siłownię nie sprawiało mi szczególnej frajdy. Po prostu nie miałam na to ani siły ani chęci. Wówczas znacznie częściej pojawiała się joga.
We wrześniu zakończyłam już swoją pracę, odpoczęłam i myślałam, że ta niechęć do siłowni jakoś mi minie. Ostatecznie nie było dużo lepiej. Myślałam o tym jak wiele frajdy sprawia mi joga. Jak wiele dobrego robi dla mojego ciała. Jednak nie chciałam zrezygnować z siłowni, bo najzwyczajniej w świecie ubzdurałam sobie, że przestając ćwiczyć siłowo, nagle stanę się gruba ;) Tak, wiem, głupie ;)
W październiku wróciłam na studia i na swoją ukochaną siłownię. Rozpisałam nowy plan treningowy i pełna motywacji ruszyłam na strefę wolnych ciężarów. Ta motywacja i chęci za długo nie potrwały. Nie zrozumcie mnie źle. To nie tak, że nagle znienawidziłam treningi z obciążeniem. Nadal je lubię i staram się jeden w tygodniu wykonać. Po prostu joga zaczęła dawać mi coś, czego ciężary mi nie dawały.
Chociaż na początku nie umiałam wyciszyć się w jodze i kompletnie nie rozumiałam tej fascynacji i jak to ludzie się relaksują podczas praktyki. Ja po prostu się denerwowałam. Ciągle zastanawiałam się tylko czy aby na pewno moja stopa jest dobrze ustawiona, a na dodatek nie potrafię dobrze wejść w pozycję, bo jestem drewnem ;) Nastał jednak w moim życiu prywatnym dość intensywny i mocno stresujący okres. Siłownia i mocny trening z obciążeniem to była ostatnia rzecz o jakiej myślałam. Wtedy właśnie jakoś nagle nauczyłam się relaksować podczas jogi. Nauczyłam się panować odpowiednio nad oddechem i uspokoić wszystkie myśli. W tym czasie było mi to niezwykle potrzebne.
Tak po prostu zakochałam się w jodze i zaczęła mi sprawiać większą frajdę niż siłownia. Postanowiłam zatem, że bez względu na moje głupie obawy dotyczące wagi, na jakiś czas rezygnuję z siłowni i przerzucam się całkowicie na jogę. I tak sobie trwam w tym stanie prawie dwa miesiące. Nie pożałowałam tej decyzji jeszcze ani razu ;) Praktykuję jogę 4-5 razy w tygodniu i staram się raz w tygodniu wykonać dodatkowo trening FBW z obciążeniem, aczkolwiek nie jest to dla mnie priorytet. Styl jogi, który preferuję to vinyasa. Najczęściej wybieram też dość dynamiczne sekwencje, które wbrew pozorom, naprawdę potrafią nieźle zmęczyć.
Joga daje mi niezwykłe poczucie spokoju, którego nadal potrzebuję, bo nie wszystko jeszcze się u mnie ułożyło w sferze prywatnej. Daje mi poczucie świadomości własnego ciała. Pozwala pozbyć się całego napięcia, które siedzi w środku. Ciężko dokładnie opisać jak czuję się po takiej praktyce jogi, ale jest to fantastyczne uczucie. Uczucie, którego od dawna nie miałam po żadnym treningu siłowym. Postanowiłam przestać zmuszać się do tego, co przestało sprawiać mi frajdę i skupić się na jodze, która obecnie daje mi dokładnie wszystko, czego potrzebuję.