Moja FIT droga, czyli jak zmieniało się moje ciało i podejście

7/15/2016


Jakiś czas zwlekałam z napisaniem tego postu, bo nie chciałam Wam pokazywać swojego kompromitującego zdjęcia sprzed paru lat :D Ale w końcu stwierdziłam, że go opublikuję. Po raz kolejny udowadniam sobie, że robienie zdjęć to jednak najlepsza forma sprawdzania swoich efektów. Patrząc na siebie tak na co dzień, nie zauważam jakoś tego. Jednak, gdy odkopałam to zdjęcie to widzę ogromną różnicę i jestem z siebie jeszcze bardziej dumna!

Moja przygoda ze zdrowym stylem życia rozpoczęła się w 2012 roku. Pierwsze zdjęcie jest z 2011, jednak ten rok później wyglądałam tak samo. Jadłam nieregularnie co popadnie. W mojej diecie niemalże codziennie były słodycze, fast foody, gazowane napoje, słone przekąski itp. Aktywności fizycznej w moim życiu nie było za grosz. Wf-u nie lubiłam i więcej na nim nie ćwiczyłam niż ćwiczyłam. Nie widziałam w tym nic złego. W tamtym czasie nie zwracałam szczególnej uwagi na swoją figurę. Wydawało mi się, że wyglądam tak normalnie i zdrowo. Może nie byłam jakoś bardzo gruba i nie miałam nadwagi, jednak gdy przestałam się mieścić w ulubione spodnie, coś we mnie pękło. Zaczęłam zwracać uwagę, że w sumie pomalutku robię się coraz większa niż dawniej. Stwierdziłam, że muszę koniecznie coś z tym zrobić. Zrobić teraz, a nie później, gdy doprowadzę się do dużej nadwagi i będzie tylko trudniej. 

Pewnego dnia po prostu wyrzuciłam ze swoje diety wszelkie słodycze, fast foody, smażone potrawy, gazowane napoje i zaczęłam jeść zdrowiej. Oczywiście z perspektywy czasu wydaje mi się zabawne to jak wówczas wyglądała moja dieta, ale tak to jest jak się nie ma o tym zielonego pojęcia. Jadłam jakieś produkty light, myśląc, że są takie zdrowe. Kupowałam ciemne pieczywo, ale składów nie czytałam, więc większość pewnie była barwiona karmelem. Popełniałam mnóstwo innych błędów żywieniowych. Niemniej jednak rezygnacja z wielu wysoko kalorycznych produktów sprawiła, że zaczęłam chudnąć. Do tego zaczęłam ćwiczyć. Trenowałam z Chodakowską 6-7x w tygodniu. Miałam wielkie parcie na to, żeby schudnąć przed rozpoczęciem liceum. Nie wiem ile konkretnie schudłam w jakim czasie, bo ważyłam się sporadycznie. Wówczas raczej stawiałam na mierzenie się. Nie pamiętam, ile zajęła mi utrata tych centymetrów, jednak wymiary po paru miesiącach wyglądały następująco:

Brzuch: 77cm -> 66,5cm
Udo: 54cm -> 48cm
Talia: 69cm -> 64cm
Biodra: 93cm -> 87cm 


Tak sobie ćwiczyłam z Ewą i jadłam zdrowiej przez jakiś rok. W międzyczasie coraz bardziej zaczynałam to lubić i interesować się zdrowym odżywianiem i treningami. Z miesiąca na miesiąc wiedziałam coraz więcej na ten temat i zyskiwałam godną uwagi wiedzę, a nie jakieś mity, że kolacja tylko do 18:00. 
Po roku czasu założyłam bloga i dzięki obserwowaniu wielu świetnych i mądrych dziewczyn, dowiadywałam się coraz więcej. Blog dodatkowo motywował mnie do działania, jednak wówczas byłam na etapie, że chude jest piękne. Chodakowska zaczęła mnie nudzić i być za łatwa. Przerzuciłam się m.in. na treningi Zuzki Light czy jakieś inne znalezione w sieci. Przez kolejny rok dalej było to tylko jakieś cardio czy niekiedy interwały. Wówczas ćwiczyłam już z 3-4x w tygodniu. Nauczyłam się, że organizm potrzebuje odpoczynku ;)

Tak sobie ćwiczyłam i schudłam i najniższą wagę, jaką osiągnęłam było 51kg. Na zdjęciu akurat jeszcze 52kg ;) Obserwowałam blogi dziewczyn, które ćwiczą siłowo i mają piękne, jędrne ciało z zarysem mięśni i stwierdziłam, że w zasadzie nie podobam się sobie. Jakiś czas uważałam, że jak najchudsze jest piękne i miałam w planach chudnąć dalej. Na szczęście przejrzałam na oczy i uznałam, że w zasadzie nie wyglądam dobrze. Dotarło do mnie, że wszystkie ciuchy na mnie wiszą, a rodzina i znajomi pytali się czy jestem chora. Może nie byłam jakoś mocno wychudzona ani nic, ale jednak w porównaniu do poprzedniej wagi, różnica była mocno widoczna. 

Wtedy to wpadłam na świetny pomysł zakupienia hantli i rozpoczęcia treningów siłowych w domu. Wykonywałam plany treningowe pochodzące z SFD Ladies.
O odżywaniu wiedziałam już znacznie więcej, jednak nadal jadłam stosunkowo mało. Możecie teraz powiedzieć, że skoro ćwiczę siłowo od 2 lat to moja sylwetka powinna obecnie powalać z nóg i dlaczego tak nie jest ;) A nie jest, bo porządnie zaczęłam zwiększać ciężary tak naprawdę dopiero od niecałego roku, gdy poszłam na siłownię. I nie wynikało to z faktu ograniczonej ilości ciężarów w domu, ale dlatego, że wówczas moje podejście do sylwetki było następujące: lekki zarys mięśni i jędrne ciało jest super, ale broń Boże większe obciążenie, bo będę wyglądać brzydko i męsko.


Moja sylwetka dzięki treningom z obciążeniem zaczęła się zmieniać na lepsze. Ćwiczyłam różnie, miałam różne etapy. Przeważnie ćwiczyłam 5-6x w tygodniu. Najczęściej były to 3 treningi siłowe i 2-3 treningi interwałowe. Cardio porzuciłam całkowicie. Potem zaczęłam jeść troszkę więcej, więc automatycznie jakieś tam mięśnie miały się jak zacząć pojawiać. Byłam jednak w momencie swojego życia, gdzie w zasadzie tylko przejmowałam się jedzeniem i treningami. To była kwintesencja mojego życia. Nie było miejsca na jakieś cheat'y. Nieraz niesamowicie miałam na coś ochotę, ale pozwalałam sobie na coś raz na 2-3 miesiące czy rzadziej. Nie lubiłam wychodzić ze znajomymi, gdy nie miałam przygotowanego posiłku na wyjście, bo nie mogłam zjeść na mieście. Jadłam z zegarkiem w ręku i panikowałam, gdy spóźniłam się z jedzeniem o parę minut. Tak, przechodziłam przez ortoreksję. Miałam obsesję na punkcie tego całego bycia fit. 

Przechodziłam przez liczenie kcal i makro, dorobiłam się przetrenowania, testowałam na sobie wiele różnych form odżywiania (m.in. LCHF) i treningów i cały czas cierpiałam z tego powodu, że nie wyglądam jak fit dziewczyny z instagrama. Dopiero jakiś niecały rok temu, gdy wybrałam się na siłownię, zaczęłam coraz bardziej zwiększać obciążenie. Trenowanie na siłowni jakoś bardziej mnie do tego motywowało. Wiele nauczyłam się na swoich błędach i zdobywałam nową wiedzę, aż dotarłam do momentu, w którym jestem od jakiegoś czasu. Momentu, w którym naprawdę bardzo lubię swoją figurę. Bez względu na to czy mój brzuch ma lepszy czy gorszy dzień. Mój cellulit ani trochę mi nie przeszkadza, a zwiększanie obciążenia z treningu na trening niesamowicie mnie cieszy i tylko czekam na kolejny, by zobaczyć, ile tym razem uda mi się podnieść czy wycisnąć.



Nie podnoszę szczególnie dużych ciężarów właśnie z tego względu, że przez długi czas ćwiczyłam z podobnym obciążeniem, bo bałam się je zwiększać. Cieszę się, że jednak mi to minęło. 
Cieszę się, że nauczyłam się bardziej cieszyć życiem i przestać tak przejmować jedzeniem czy treningami. Teraz w końcu czuję, że naprawdę żyję!
Lubię swoje ciało, chociaż nie wygląda jak z okładki magazynu. Lubię je, bo jest moje i sama je sobie wypracowałam. Nie płaczę z powodu cellulitu na pośladkach. Najzwyczajniej w świecie mi to wisi, że go mam ;) Jak mam ochotę zjeść pizzę czy loda - robię to. Nie czekam z tym kilka miesięcy. Oczywiście cały czas jem zdrowo i trenuję, bo pokochałam to całym swoim sercem. Teraz w końcu stało się to moim życiem, a nie jakąś chorą obsesją. 


Obecnie jem 3-4 posiłki w ciągu dnia. Stawiam na racjonalne odżywianie, ale nie liczę kcal ani makro, bo przyprawiało mnie to o ból głowy. Nie będę tutaj wymieniać, co dokładnie jadam, bo konkretne wpisy znajdziecie w zakładce odżywianie, gdzie znajdują się jakieś lunch boxy czy przepisy. Świetne przepisy na proste dania znajdziecie również na jestemFIT.pl, skąd sama często czerpię pomysły. Regularnie wrzucam też zdjęcia na swojego Instagrama i Facebooka. Trenuję na siłowni 4x w tygodniu. Czasem dalej wezmę coś z SFD Ladies, ale najczęściej sama sobie już układam rozpiskę. Poza ćwiczeniami z obciążeniem nie wykonuję nic innego. Czasem po treningu siłowym dorzucę parę minut cardio na orbitreku i niekiedy pójdę na pilates. Jednak generalnie nie robię żadnego cardio ani interwałów.
Nie wyglądam idealnie, ale czuję się świetnie. Oczywiście zdarzają mi się gorsze dni, gdy użalam się nad sobą i stwierdzam, że może jednak wrócę do liczenia kcal, że będę ćwiczyć więcej, by upodobnić się do tych fit dziewczyn z instagrama ;) Na szczęście przechodzi mi to równie szybko, co wpada do głowy. Kocham swój obecny styl życia i nie zamieniłabym go na żaden inny. Nie potrzebuję mieć ciała niczym z zawodów bikini fitness i nie chcę. Nie chcę, bo wiem, że pewnie moja obsesja w pewnym stopniu by wówczas wróciła. Lubię tak jak jest, Wyglądam zdrowo i przede wszystkim czuję się zdrowo pod względem psychicznym. 

Wieki się nie mierzyłam, bo teraz stawiam na efekty, które widzę w lustrze, jednak specjalnie do tego postu wyciągnęłam z dna szafy centymetr. Uznałam, że możecie być ciekawi jak obecnie prezentują się moje wymiary w porównaniu do tych powyżej na początku mojej drogi, gdy ważyłam 59kg i do tych, gdy schudłam do 51kg. 

Talia: 68cm
Brzuch: 74cm
Udo: 56cm
Biodra: 99cm 

Trochę się rozpisałam, przeprowadzając Was przez moją fit przygodę, która trwa już 4 lata. Jeżeli dotrwaliście do końca tego postu to bardzo się cieszę i dziękuję za przeczytanie!


20 komentarze

  1. Wyglądasz wspaniale, świetna zmiana - i najważniejsza ta w głowie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czyli jak widać nawet cm nie mają znaczenia, bo mimo że masz więcej w niektórych partiach ciała to i tak lepiej wyglądasz niż przed odchudzaniem :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Doskonale widać że to nie waga jest wyznacznikiem formy
    pozdrawiam i gratuluje efektów :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Myślę, że inspirujesz wiele osób. Niepotrzebnie wstydzisz się zdjęć, bo dzięki nim widać jaki ogrom pracy włożyłaś w siebie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wyglądasz FAN TAS TY CZNIE! Ale to i tak jest na drugim miejscu, bo najważniejsza jest przemiana w głowie :D Gratulacje!

    OdpowiedzUsuń
  6. Masz bardzo ładną, proporcjonalną sylwetkę, zdecydowanie widać efekty treningów i racjonalnego odżywiania. Twoja twarz też się zmieniła, z nastoletniej na piękną, młodą kobietę :)

    OdpowiedzUsuń
  7. teraz najlepiej, zdecydowanie! :( i zawsze uśmiechnięta :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Gratuluję efektów i zmiany myślenia :) ja tez nigdy wuefu nie lubiłam, a teraz od sportu nie da się mnie odciągnąć :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Gratuluję zmiany ! Jest wspaniała !

    OdpowiedzUsuń
  10. Jesteś wielką motywacją ! :) czy Twoim zdaniem warto ćwiczyć z Chodakowską jeśli chce tylko schudnąć? I co najlepiej z nią ćwiczyć by zobaczyć efekty.

    OdpowiedzUsuń
  11. Bardzo fajnie napisana historia :) dotrwałam do końca :D, ruszyło mnie to, bo strasznie jestem podobna do Ciebie z tej całej fit historii, na razie działam w domu, ale poczekam tak z rok może ciut więcej i zacznę przygodę z siłownią :)

    OdpowiedzUsuń
  12. cos ty! masz swietna figure! moim zdaniem jest niesamowite to ze kobiety przynajmniej niektore nie boja sie byc fit i miec troszke wiecej tkanki tluszczowej.. musimy znalezc rownowage w tym co robimy ;))

    OdpowiedzUsuń
  13. Piekna przemiana! :) zazdroszcę efeków, Twoja historia jest bardzo motywująca :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Wow, masz piękną figurę! Szczerze mówiąc nawet nie wiedziałam, że tak ślicznie i szczupło wyglądasz, bo zaglądam do Ciebie jedynie od czasu do czasu (rzadko mam czas na czytanie blogów :( ), a i - nie obraź się, proszę, bo nie piszę tego złośliwie - na zdjęciu profilowym po prawej stronie wyglądasz na o wiele większą. Może to kwestia pozy i kadru? Cały czas myślałam, że jesteś pulchna i na etapie odchudzania się, a tymczasem okazuje się, że masz rewelacyjne wymiary :) Super, zazdroszczę (ale w sensie pozytywnym!) i gratuluję silnej woli!
    Miłego dnia!

    OdpowiedzUsuń
  15. Kurczę, efekt jest naprawdę niesamowity! Gratulacje :D

    OdpowiedzUsuń
  16. Imponująca przemiana! Jestem pod wrażeniem samozaparcia i uzyskanych efektów, coś niesamowitego. WOW!
    Pozdrawiam z fitrabaty.com.pl

    OdpowiedzUsuń
  17. Świetna przemiana! I jest przykładem na to, że waga to jednak nie wszystko :) Pięknie wyglądasz! :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Keep going, dobry progres :)


    http://wildness.pe.hu/

    OdpowiedzUsuń

Instagram

FACEBOOK

Obserwatorzy